sobota, 29 grudnia 2012

Świątecznie...

Dzisiaj będzie świątecznie. Wymyśliłem tę potrawę, gapiąc się w okno i patrząc na ptaki (co jest dość typowym kontekstem dla rodzenia się myśli u kotów). Muszę przyznać, że jest to, jak na razie, jeden z moich lepszych pomysłów. Zachęcam do próbowania i komentowania!

potrzebne składniki:

  • garść migdałów
  • kotlety sojowe
  • pół pomarańczy
  • likier Amaretto
  • kminek
  • ryż
  • olej do smażenia

Na początku wstawiamy ryż i kotlety sojowe. Niech Wam tylko do głowy nie przychodzi przyprawiać wody na kotlety! W międzyczasie, kroimy połówkę pomarańczy w plastry. Gdy kotleciki będą miękkie, wrzucamy je na rozgrzany olej i podsmażamy z kminkiem, z obu stron. Polewamy obficie Amaretto - tu uwaga! Podgrzany do wysokich temperatur, alkohol intensywnie paruje - i te opary mają dużą szansę zapalić się Wam na patelni! Może to mieć negatywne skutki, na przykład przypalicie sobie wibrysy, ale też jeśli gotujecie dla kogoś, to płonąca patelnia zawsze wygląda dobrze. W każdym razie gdy opanujecie już płomień kulinarnych namiętności, wyciśnijcie końcówkę pomarańczy (tzw. dupkę) do kotletów, wrzućcie pozostałe plastry, posypcie kminkiem i przykryjcie. Niech potrawa podusi się dobre 5 minut. W międzyczasie, na osobnej patelce, prażymy migdały. Szybko się nie przypalają, więc możemy przejść do nakładania pozostałych części dania. Nakładamy więc na talerz ryż oraz kotlety (na każdym talerzu musi znaleźć się przynajmniej jeden plaster pomarańczy!). I wtedy polewamy prażące się migdały Amaretto! Mieszając trzymamy na ogniu, aż wyparuje cały alkohol, co powinno zająć paręnaście sekund. Pokrytych skarmelizowanym likierem migdałów używamy do udekorowania ryżu. Gotowe! Czekam na propozycje nazwy lub ewentualne rozwinięcia przepisu!






czwartek, 27 grudnia 2012

Pasztet!

Po gwiazdkowych wojażach i wieczerzach, wracam z głową pełną inspiracji, pomysłów i motywacji do gotowania (innymi słowy - pichcenia) wielu różnych potraw. Oczywiście, ktoś to wszystko musi jeszcze zjeść, więc nie wrzucę wszystkiego naraz, tylko będę dawkował szanownym Czytelniczkom i Czytelnikom kulinarne pomysły w pewnych odstępach.

Zacznę od pasztetu. Podobny pasztet robiłem już od lat, ale zawsze wychodził mi suchy i przy tym dość nudny. Teraz dopiero dowiedziałem się, jak te dwa problemy rozwiązać. Przejdźmy do rzeczy.

Oto składniki:

szklanka soi
szklanka czerwonej soczewicy
puszka zielonego groszku
3 ząbki czosnku
1 duża cebula
pół papryczki chili
oliwa z oliwek
mąka sojowa
mąka kukurydziana



Nie bez powodu na początek wrzuciłem zdjęcie soi - od niej zaczynamy przygotowanie pasztetu. Robimy to dzień wcześniej w taki sposób, że zalewamy szklankę soi wodą i odstawiamy, żeby nasiąknęła. W samym dniu przygotowania pasztetu, namoczoną soję odcedzamy i gotujemy razem z soczewicą.



Gotujemy w dużej ilości wody, przez godzinę. Musimy pamiętać o mieszaniu co jakiś czas, żeby nam się nie przypaliło. Po godzinie odcedzamy i wrzucamy do miski. W międzyczasie szatkujemy cebulę, czosnek i papryczkę chili.
to jest ugotowana soja z soczewicą!



Poszatkowane, wrzucamy na patelnię z rozgrzaną oliwą i podduszamy, aż cebula trochę zmięknie.
Produkty smażenia, wraz z oliwą, dodajemy do ugotowanych ziaren. Dodajemy jeszcze groszek z puszki.


Dodajemy jeszcze łyżkę oliwy, tymianku od serca i - miksujemy! Dodajemy po łyżce mąki sojowej i kukurydzianej. Przekładamy do formy nasmarowanej olejem i pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 200C przez godzinę. Czekamy z próbowaniem, aż wystygnie!!



Tak się zmęczyłem tym pieczeniem, że poszedłem spać do torby. Za mnie dzisiaj życzy Wam smacznego mój przyjaciel - Fred, o:

Smacznego!



poniedziałek, 24 grudnia 2012

Mleko migdałowe

Jak wiadomo koty lubią mleko. Ja wyjątkowo upodobałem sobie mleko migdałowe - jest absolutnie pyszne i bogate w wartości odżywcze. Zrobienie go zajmuje naprawdę krótką chwilę a do płatków na śniadanie pasuje jak nic innego, ze swoim słodkim, lekko orzechowym smakiem.
Potrzebować będziemy:

5 saszetek herbaty rooibos
kubek migdałów
syrop z agawy
sok z cytryny
sól

Na początek, gotujemy wodę - litr.

Z tego litra odmierzamy 3 kubki, którymi zalewamy herbatę. Pozostałą wodą - zalewamy migdały! Powinno to wyglądać o tak:



Odstawiamy. Po 15 minutach odcedzamy migdały i wyciągamy torebki z herbaty. Wrzucamy namoczone migdały do zaparzonej herbaty i dodajemy łyżeczkę soku z cytryny, łyżkę syropu z agawy i szczyptę soli. Miksujemy blenderem 5 minut. Na koniec przecedzamy przez szmatkę (czystą...) do pojemnika w którym chcemy je trzymać - i mleko migdałowe gotowe!



O - patrzcie, jakie dobre zrobiłem!

niedziela, 2 grudnia 2012

Słodycz Pikanterii

Wśród wegan i weganek dużą popularnością cieszy się kuchnia chińska i orientalna w ogóle. Wynika to z faktu, że powszechnie stosuje się w niej tofu, jak wiadomo - będące przysmakiem. Druga przyczyna jest taka, że bardzo łatwo w daniach orientalnych zastąpić jeden składnik mięsny i już mamy gotowe pyszne danie wegańskie. Zdecydowałem się zmierzyć z tematem i zaproponować własny przepis w tym duchu - do tej pory gotując "po chińsku", korzystałem z książki kucharskiej, swoją drogą bogatej w znakomite pomysły - obiecuję podzielić się kilkoma z nich w najbliższym czasie!



Będzie chili - będzie piekło!

Ale żeby nie było tak źle - dodajemy cosik na osłodę - dania i żywota. Ta-dam!




Znamy więc podstawowe składniki, oto cały skład:

kotlety sojowe
por
papryczka chili
ananas
papryka zielona
olej do smażenia
olej sezamowy
jasna pasta miso
sos sojowy


Przechodzimy więc do działania:



Przygotowanie zaczynamy od poszatkowania papryczki chili. Wrzucamy ją na rozgrzany olej do woka.  Do oleju do smażenia dodajemy uprzednio około łyżeczki oleju sezamowego. W międzyczasie gotujemy kotlety sojowe - we wrzątku z dodatkiem sosu sojowego. Kiedy zmiękną, wrzucamy je do woka. Smażymy, aż nabiorą barwy i dobrze nasiąkną kapsaicyną z papryczek. Wtedy dodajemy pora, pokrojonego w talarki, paprykę zieloną - pokrojoną w kęsy i ananasa, pokrojonego w kawałki. Całość smażymy razem na jak największym ogniu. Podajemy z ryżem oraz - obowiązkowo! - surówką z liści.



środa, 21 listopada 2012

Zioła...

Kupiłem sobie parę dni temu cukinię. Kierowany impulsem, wrzuciłem do koszyka. To teraz trzeba było coś z nią zrobić, żeby się nie popsuła. Cukinia zielona, to mi jakoś do głowy przyszły zioła. Prowansalskie.

Idąc tym ciągiem, przygotowałem takie składniki:

1 cukinia, średniej wielkości
2 garści kotletów sojowych, ugotowanych w wodzie z dodatkiem miso
1 duża cebula
2 ząbki czosnku
zioła prowansalskie

Rozgrzałem olej na patelni i wrzuciłem na gorący tłuszcz cukinię, pokrojoną w dość grube plastry. Przysmażyłem trochę, ale tylko po jednej stronie - dla ciekawego efektu wizualnego. Wrzuciłem na nią cebulę, pokrojoną w dość duże kawały i poszatkowany czosnek. Przyprawiłem ziołami, dorzuciłem kotlety, podlałem niewielką ilością wody i przykryłem. Zostawiłem tak na średnim ogniu, żeby razem się dusiło, aż cukinia zrobi się miękka. Z jednej strony plastry się zbrązowią, dzięki czemu uzyskujemy bardzo ciekawy efekt wizualny - danie całe "namalowane" jest brązami i zieleniami, przenikającymi się i występującymi w wielu odcieniach. Kiedy było gotowe, podałem sobie razem z ryżem i surówką ze szpinaku (wiadomo - z sokiem z cytryny. witamina C, wchłanianie żelaza itp. zdrowotna gadka!)

Oto fotka pyszności z ziołami:



I powiem Wam, drodzy Czytelnicy i drogie Czytelniczki, że po tych ziołach (prowansalskich!) mi się naprawdę zrobiło nieźle...


sobota, 17 listopada 2012

Karrrrry

Od jakiegoś czasu chodzi za mną curry - mój człowiek, jak był na zakupach parę dni temu, to kupił zieloną pastę curry - dzisiaj nie wytrzymałem z ciekawości i zdecydowałem się raźno zapuścić w obszary kulinarne dotąd dla mnie bardzo słabo znane. Zebrałem parę składników, które mi przyszły do głowy:




Puszkę mleka sojowego
zieloną pastę curry
marchew
pora
jasne miso
ryż

Zacząłem tak, jak radzili na opakowaniu pasty: rozgrzałem olej kokosowy, wrzuciłem na niego 2 łyżki stołowe pasty curry i rozrobiłem z połową puszki mleczka kokosowego. Wymieszałem to i dobrze rozgrzałem. Wrzuciłem kotlety (które uprzednio ugotowałem w wodzie z miso), oraz pokrojone w plastry pora i marchew. Wyglądało to, nie powiem, całkiem zachęcająco.




Wymieszałem, posmakowałem, pomyślałem... Część z Was może pamiętać napis, który wielkimi literami, na ścianie squatu Elba, dawał bardzo niezdrową, ale mimo to powszechnie praktykowaną, poradę kulinarną... Ja mam tak samo, tylko z czosnkiem. Także nie wahając się ani chwili, wcisnąłem na patelnie dwa ząbki czosnku. Cała operacja była dość karkołomna, bo curry smażyłem cały czas na największym ogniu. Gdy marchew już zmiękła, wlałem pozostałe mleczko kokosowe, wymieszałem i wyłączyłem gaz. Nałożyłem curry na talerz wraz z ryżem, który w międzyczasie ugotowałem. W ramach surówki nie miałem pojęcia, co będzie dobrze smakowało, więc dałem surowe liście szpinaku - lubię je praktycznie ze wszystkim. Wrażenia: Smakuje dobrze, a jak pachnie! Nie róbcie tego, jak macie bardzo głodnych gości, którzy nie mogą się doczekać aż podacie do stołu - oszaleją, czując zapachy z kuchni.



Zapachy takie, że zapomniałem zabrać dekielka od aparatu ze stołu, jak sobie robiłem zdjęcie!



czwartek, 15 listopada 2012

Jem zupe

Znalazłem w Internecie film: https://www.youtube.com/watch?v=og3joJPdD34
Zainspirował mnie on i wywołał wielką ochotę na zjedzenie zupy właśnie.
Zabrałem się więc do pracy:















Przygotowałem:
2 pory
łyżkę jasnego miso
2 ząbki czosnku
puszkę cieciorki
2 ziemniaki
kilka kotletów sojowych

po czym spojrzałem na zewnątrz i stwierdziłem, że jest zimno, więc dorzuciłem jeszcze pół papryczki chilli (z nasionami, a jak!)





















Przygotowanie wyglądało tak, że najpierw wrzuciłem na olej pokrojonego pora, czoch i papryczkę. Podsmażyłem, dodałem cieciorkę i jeszcze chwilkę smażyłem. Dodałem miso i zalałem wszystko wodą. Wrzuciłem ziemniaki, które w międzyczasie pokroiłem w plastry, ale oczywiście można je kroić we wszelkie wzory świata. Np. równanie mojego imiennika, Erwina Schroedingera. Jednak to już wyższa szkoła jazdy.
W każdym razie gotowałem zupę na małym gazie, aż ziemniaki były prawie gotowe. Wtedy wrzuciłem kotlety sojowe. Gdy te się ugotowały, zupa była gotowa.















Rozgrzewa jak diabli!

wtorek, 13 listopada 2012

Zasiadam do wieczerzy

Trzeba Wam wiedzieć, że jestem weganinem. That's right! W mojej kuchni nie znajdziecie nic, co wymagałoby zabicia zwierzęcia, ani zaszkodzenia mu w jakikolwiek sposób. Na zdjęciu przedstawiam mój pierwszy publiczny posiłek.
Jadłem kotlety sojowe, które ugotowałem w wodzie z jasnym miso, a potem usmażyłem. Doprawiłem je wędzoną słodką papryką i tymiankiem.
Do surówy wrzuciłem sałatę masłową, suszone pomidory w oleju, kiełki słonecznika (bardzo ciekawe połączenie - gryziemy coś co wygląda jak kiełek, a smakuje jak olej słonecznikowy!) i cieciorkę z puszki, którą wcześniej podprażyłem na patelni. Całość doprawiłem winegretem domowej roboty. Jeżeli chcecie, żeby Wasz winegret był tak zdrowy, jak ten który dziś jadłem, to proponuję, żebyście użyli oleju omega 3-6, a zamiast cukru - syropu z agawy!
Do tego pyszna lemoniada własnej roboty. Pazury lizać!

Hello World!

Witam na moim blogu kulinarnym! Jak przystało na kota, lubię jeść, a jeszcze bardziej lubię dobrze jeść. Czasem też coś ugotuję, a zdarzy się i tak, że pstryknę fotkę jedzeniu. Postanowiłem stworzyć bloga, żeby dzielić się z Wami moimi dokonaniami kuchennymi. Zapraszam do komentowania moich przepisów! Z góry uprzedzam, że na niektórych zdjęciach poza pięknym mną i jedzeniem, może się gdzieś trafić mój głupi chłopak, Fred, albo ręka mojego zwierzątka domowego, człowieka.